
Wolność słowa i unijny Akt o usługach cyfrowych
W ostatnich dniach zrobiło się głośno o wdrażaniu w Polsce nowych przepisów unijnych, które opisuje Akt o usługach cyfrowych (DSA). Ministerstwo Cyfryzacji określa je jako działania mające na celu ochronę użytkowników internetu. Pojawiają się jednak głosy, że przepisy te mogą prowadzić do cenzury w sieci, a nawet ograniczać wolność słowa.
Europejski Akt o usługach cyfrowych – o co chodzi?
Rozpoczęto wdrażanie unijnego Aktu o usługach cyfrowych (DSA), który dotyczy firm działających w branży cyfrowej na terenie Unii Europejskiej. DSA nakłada odpowiedzialność za treści publikowane na ich platformach. Jak podaje Ministerstwo Cyfryzacji, celem aktu jest zapewnienie bezpieczeństwa użytkownikom i firmom w internecie. Równie istotna jest też ochrona podstawowych praw w przestrzeni cyfrowej.
Nowe przepisy wprowadzają wytyczne dotyczące walki z nielegalnymi treściami, przeciwdziałania zagrożeniom społecznym, zwiększenia przejrzystości działania platform oraz wzmocnienia nadzoru nad dużymi firmami technologicznymi (BigTech).
Do tej pory decyzje o usuwaniu nielegalnych treści zależały wyłącznie od właścicieli platform. Akt DSA wprowadza możliwość zgłaszania takich treści przez samych użytkowników i uruchamiania odpowiednich procedur administracyjnych, które będą umożliwiały ich usunięcie.
Zagłębiając się jeszcze bardziej, Ministerstwo Cyfryzacji w nowych przepisach proponuje możliwość blokowania treści, które „naruszają dobra osobiste”. Nie będzie do tego jednak już konieczna ingerencja sądu. Rząd twierdzi, że takie założenia są wynikiem konsultacji nad projektem związanym z nowelizacją Ustawy o świadczeniu usług drogą elektroniczną.
Szczegóły nowelizacji Ustawy o świadczeniu usług drogą elektroniczną
UŚUDE zatwierdzono w naszym kraju jeszcze w 2002 roku i od tamtej pory podlegała bardzo wielu zmianom. Zapisy tej ustawy regulują m.in. obowiązki spoczywające na dostawcach usług świadczonych drogą elektroniczną. Aktualnie UŚDE wymaga kolejnej nowelizacji, co ma związek właśnie ze wspomnianym wyżej Europejskim Aktem o usługach cyfrowych (DSA). Ze względu na to, że regulacje DSA dotyczą ograniczenia nielegalnych treści w internecie, przekłada się to bezpośrednio na konieczność zmian w UŚUDE. I to właśnie m.in. sposób, w jaki wprowadzono proponowane zmiany, stał się powodem do wielu nadinterpretacji i spowodował szeroko zakrojone dyskusje.
Temat nie jest tak naprawdę całkowicie nowy, prace związane z nowelizacją ustawy trwają już od marca 2024. Pracowało nad nim Rządowe Centrum Legislacji, prowadzono też konsultacje społeczne, w których wzięły udział m.in. organizacje i stowarzyszenia autorów.
Artykuł na ten temat pojawia się m.in. na łamach Niebezpiecznika. Odniesiono się w nim m.in. do projektu przedstawionego 14 marca 2024 roku do konsultacji społecznych. Zwraca się w nim uwagę, że nie zawierał on żadnej wzmianki o planach nowelizacji ustawy o zagadnienia z rozdziału 2a, czyli „Nakazy podjęcia działań przeciwko nielegalnym treściom, nakazy usunięcia ograniczeń nałożonych przez dostawcę usług hostingu oraz nakazy udzielenia informacji”. Dołączono go już po ich zakończeniu. Czego dotyczy ten rozdział?
Kontrowersje
W „Rozdziale 2a” Ustawy o świadczeniu usług drogą elektroniczną czytamy:
„Art. 11a. 1. Ten, czyje dobro osobiste zostaje naruszone może złożyć wniosek do Prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej, zwanego dalej „Prezesem UKE”, o wydanie nakazu podjęcia działań przeciwko nielegalnym treściom polegającego na uniemożliwieniu dostępu do nielegalnych treści występujących w usłudze świadczonej przez dostawcę usług pośrednich, bezprawnie naruszających dobro osobiste.
2. Prokurator, Policja, usługobiorca lub zaufany podmiot sygnalizujący może złożyć wniosek do Prezesa UKE wniosek o wydanie nakazu podjęcia działań przeciwko nielegalnym treściom polegającego na uniemożliwieniu dostępu do nielegalnych treści występujących w usłudze świadczonej przez dostawcę usług pośrednich:
1) których rozpowszechnianie wyczerpuje znamiona czynu zabronionego lub (…)”
Mówiąc krótko, jeżeli czyjeś dobro zostało naruszone, osoba, której to dotyczy, będzie miała możliwość zwrócenia się do UKE. Może zawnioskować wtedy o wydanie nakazu podjęcia odpowiednich działań przeciwko takim treściom. W myśl ustawy, o taki nakaz będzie mogła wnioskować policja, usługobiorca lub zaufany podmiot sygnalizujący. W jakich sytuacjach? Gdy rozpowszechnianie danych informacji uzna się za czyn zabroniony lub będzie do takiego nawoływać. Ponieważ jednak takie sytuacje nie są tutaj w żaden sposób określane, w myśl tych słów ustawa może sięgać więc treści, które naruszają np. prawa własności intelektualnej.
Jak podkreśla serwis Niebezpiecznik.pl, zgłoszenia takie nie będą mogły jednak dotyczyć naruszenia danych osobowych:
„Uwaga! Zgłoszenia dotyczące naruszeń dóbr osobistych nie mogą obejmować naruszeń danych osobowych. Oznacza to, że jeśli znajdziesz gdzieś wyciek ze swoimi danymi, to nie możesz go zgłosić do usunięcia przez UKE w tym trybie. Jeśli jednak jesteś np. lokalnym radnym i nie podoba Ci się krytyka ze strony obywateli, poczujesz się “urażony” po komentarzu pod jakimś artykułem, to będziesz miał możliwość szybkiego działania :)”
Decyzyjność w sprawie naruszeń po stronie UKE
W projekcie ustawy wyszczególniono, jakie kryteria będzie musiał spełniać wniosek do UKE. Ma on obejmować m.in. opis zdarzenia, które narusza dane dobro, a także wskazanie dostawcy treści. Zgłoszenie będzie następnie rozpoczynało postępowanie dowodowe, bazujące jednak tylko na tych informacjach, które zostaną przekazane we wniosku.
„Postępowanie dowodowe przed Prezesem UKE co do zasady ograniczone jest do dowodów przekazanych przez wnioskodawcę łącznie z wnioskiem, dowodów przedstawionych przez dostawcę usług pośrednich, w szczególności materiałów zgromadzonych w ramach mechanizmu zgłaszania i działania oraz dowodów możliwych do ustalenia na podstawie danych, którymi dysponuje Prezes UKE“ – podano w treści uzasadnienia do nowego projektu.
W dalszej kolejności postępowanie UKE obejmować będzie wydanie decyzji, w której może nakazać „uniemożliwienie dostępu do nielegalnych treści”. To z kolei oznacza, że to właśnie sam urząd będzie orzekał końcowo, jakie rodzaje informacji są uznawane za legalne. Co istotne, ma on na to czas od 2 do 21 dni. Będzie przy tym istniała możliwość złożenia odwołania w postaci skargi do sądu administracyjnego. Jednak do czasu otrzymania odpowiedzi i decyzji, informacje będą musiały zostać usunięte, ponieważ nakaz ze strony UKE ma być wykonywany natychmiastowo. W ustawie nie określono, żeby dostawca musiał być poinformowany o takich działaniach. W związku z tym nie będzie miał możliwości, żeby odnieść się do sytuacji. Jak dodatkowo podkreśla Niebezpiecznik, rolą sądu administracyjnego nie jest ocena tego, czy doszło do naruszenia dóbr osobistych, czy praw autorskich. Może on jedynie stwierdzić, że daną decyzję wydano zgodnie z obowiązującymi przepisami.
Taka forma nowych regulacji argumentowana jest tym, że w określonych sytuacjach konieczne jest bezzwłoczne działanie. Nie było to jednak możliwe w obliczu dotychczasowych procedur. Jak dalej podsumowuje Niebezpiecznik, „mechanizm usuwania treści ma być szybki i pozbawiony oceny sądu, a jednocześnie dotyczyć ochrony dóbr osobistych”.
Stanowisko Ministerstwa Cyfryzacji
W reakcji na szereg wątpliwości, które zostały mocno wypunktowane w tekście Dziennika Gazety Prawnej, Ministerstwo Cyfryzacji opublikowało odpowiedź, w której wyjaśnia, najszerzej komentowane kwestie. Odnosi się w niej do tezy DGP, jakoby chciało upoważnić Urząd Komunikacji Elektronicznej do wydawania nakazów blokowania treści bez decyzji sądów i w trybie ekspresowym. Odpowiada też na zastrzeżenia, że takie przepisy wprowadzono bez konsultacji. W odpowiedzi podkreśla m.in.:
„- Celem przepisów jest zapewnienie sprawnego blokowania dostępu do nielegalnych treści. Projektując przepisy, uwzględniono potrzebę wprowadzenia w polskim prawie rozwiązań dostosowanych do współczesnych form komunikacji w internecie.
– (…) Nie jest prawdą, że decyzje UKE będą bez udziału sądu. Decyzje UKE będzie można zaskarżyć do sądu administracyjnego. Gdyby to sądy miały wypowiadać się w pierwszej kolejności i wydawać postanowienia, to łatwo wyobrazić sobie jak to wydłuży proces ze względu na możliwe olbrzymie ilości zgłoszeń.
– Dziś np. CERT Polska w procedurze bez udziału sądu wpisuje na listę zastrzeżeń domeny internetowe, które uznane zostaną za szkodliwe. Procedura działa i wolność słowa nie jest w żaden sposób naruszana.
– To właśnie w wyniku zgłoszonych uwag przez stronę społeczną i przeprowadzeniu szczegółowych analiz oraz konsultacji stwierdzono, że w polskim prawie brakuje podstawy prawnej, która umożliwiałaby składanie wniosków o wydanie nakazu blokowania nielegalnej treści. W związku z tym uznano, że konieczne jest uregulowanie procedur wydawania nakazów w projekcie ustawy.
– Bez odpowiednich przepisów w projekcie ustawy ochrona prawna polskich obywateli byłaby słabsza niż w innych krajach Unii Europejskiej”.
Do stanowiska przedstawionego w Dzienniku Gazecie Prawnej odniósł się też sam wicepremier i minister cyfryzacji, Krzysztof Gawkowski. W swoim wpisie na platformie X komentuje on sprawę następująco:
„Demokratyczne wartości i wolność słowa są dla rządu i Ministerstwa Cyfryzacji najważniejszą wartością (…) Państwo ma chronić obywatela, a akt o usługach cyfrowych koncentruje się właśnie na tworzeniu bezpieczniejszego środowiska internetowego dla użytkowników i firm cyfrowych oraz na ochronie praw podstawowych w przestrzeni cyfrowej. Wolność słowa, choć kluczowa, nie może usprawiedliwiać działań, które naruszają prawa innych osób (…). Procedura skupia się wyłącznie na ocenie legalności danej treści, a nie na ustaleniu odpowiedzialności użytkownika, który ją opublikował. Jej celem jest ustalenie, czy treść jest niezgodna z prawem, a nie karanie autora.
Jednocześnie projekt przewiduje ochronę wolności słowa. W sytuacjach, gdy platforma internetowa błędnie usunie treści uznane za nielegalne, polski koordynator ds. usług cyfrowych będzie mógł wydać nakaz przywrócenia tych treści. Dzięki temu mechanizmowi wolność słowa zostanie odpowiednio zabezpieczona. Cały proces tworzenia rozwiązań prawnych jest od początku konsultowany – dwukrotnie w konsultacjach publicznych. Wszystkie prace są transparentne. To prawo jest w Polsce potrzebne, żeby lepiej chronić obywateli przed hejtem, nienawiścią, przed niszczeniem ich zdrowia psychicznego. Nigdy nie będzie to się odbywać kosztem wolności słowa”.
Równolegle Ministerstwo Cyfryzacji w swoim stanowisku podkreśla, że wprowadzany projekt stoi po stronie ochrony wolności słowa. Ma dowodzić tego procedura, w której to koordynator ds. usług cyfrowych będzie mógł nakazać przywrócenie błędnie usuniętej treści.
Implementacja nowego prawa rodzi liczne pytania i obawy. Czy znowelizowana ustawa, zgodnie z założeniami Ministerstwa Cyfryzacji, podwyższy bezpieczeństwo w sieci? A może będzie to furtka do przekraczania założeń DSA, która odbije się na niektórych dostawcach treści? Na te pytania wciąż nie mamy pełnej odpowiedzi. Kluczowym wyzwaniem pozostaje znalezienie równowagi, między ochroną użytkowników, wolnością słowa i interesami platform cyfrowych, a także mniejszych przedsiębiorstw.
Interesują Cię treści związane z bezpieczeństwem w sieci oraz ostrzeżenia przed najnowszymi zagrożeniami? Odwiedź naszego bloga!